30.05.2010

Sporo czasu minelo od mojego ostatniego posta...biorac pod uwage wydarzenia z tego okresu...wydaje mi sie ze minal z rok.

Niedziela...dojechalam do polmetku w pracy...troche turystow sie przewinelo (szkoda, ze nie udalo mi sie wiecej pogadac z przesympatycznymi kanadyjczykami).

Od smierci ojca Michala przestalam praktykowac buddyzm...ponoc jest to normalne i naturalne...niewazane jaka filozofie lub religie sie wyznaje, chwile zwatpienia sa oczywiste. Utracilam ostatnio sporo sily witalnej...empatycznie odczuwalam bol Michala i jego mamy, jak i Gosi, ktora stracila przyjaciolke...jestem pewna, ze okolicznosci w jakich utracila ona kontakt z otoczeniem...byly na tyle przyjazne (Gosi ramiona pelne milosci), ze pozwola jej na odrodzenie sie w takiej samej rzeczywistosci.

Ide dzis z Ania na kolacje do Ubika...ostatnio jestesmy nierozlaczne...znamy sie tylko 3 miesiace, a dzielimy lozko prawie poltora :) Zaczynam panikowac na mysl jej powrotu do Wroclawia dnia 13...tyle wspolnych chwil: fantastyczne wakacje w Andaluzji, imprezy i romanse z portugalskimi muzykami, dzielenie smutkow i radosci...Zmotywowala mnie do nauki angielskiego i powrotu na uczelnie. Jestesmy toootalnie inne...ale najwyrazniej wodnik z baranem-to wcale nie taka zla para :)

W wakacje przylatuje Asia...wreszcie zobacze Martynke...strasznie sie za nimi stesknilam. Mam nadz. , ze uda mi sie w pazdzierniku pojechac do Wroclawia...zobaczyc rodzinke (minie rok i 3 miesiace od mojego ostatniego pobytu) i na slub Gosi.

Dobrze mi: tyle ciekawych osob przewija sie w moim zyciu...czuje sie kazdego dnia Madrzejsza...gdybym jeszcze tylko potrafila nie przywiazywac sie tak mocno do osob i przeszlosci...

16.04.2010



Filippo. 5godz. snu spowodowane jego osoba. Jak jakas malolata sie zachowuje, ale 2jego esy spowodowaly moja bezsennosc...no i moze karty i wahadelko, ktore mowia ku mojemu zdziwieniu, ze jest to facet mi przeznaczony. Nie wierze temu, poniewaz jest to nierealne...on jest za bardzo pochloniety praca i pewnie ratowaniem zwiazku z przyszla zona...a ja jestem dla niego zbyt malo atrakcyjna, gdyz dalam sie przeleciec po paru godz. znajomosci...poza tym, dzieli nas pewna odleglosc. W kazdym razie...napisze do niego...bez wiekszych zludzen, ale dalabym wszystko by moc go lepiej poznac :-(
Urodziny sa dla mnie zawsze wielkim zaskoczeniem: odzywaja sie do mnie ludzie, ktorych wymazalam totalnie z pamieci. Najwiekszym zdziwieniem byl dla mnie Massimilino...z ktorym stracilam 15 lat temu dziewictwo...twierdzi, ze ciagle ma mnie w sercu. Telefon, ktory sprawil mi nieopisalna radosc-byl od Brata...po raz pierwszy w przeciagu 3,5 lat do mnie sam zadz. Przykro mi sie tylko troche zrobilo, ze Oscar sie nie odezwal...najwyrazniej go skrzywdzilam :-(
Poza tym czuje ponownie niepokoj spowodowany brakiem pracy, ale fakt ze zaczelam dosc intensywnie medytowac i chodzic na spotkania buddystow...wierze, ze pomoze mi zwyciezyc negatywny wplyw karmy.

4.04.2010

Powrot do Valnecji...udalo mi sie chwycic dlugopis...przestalam w koncu wymiotowac jak kot.
Mega kac Wielkanocny. Wygladam dosc strasznie: mam na sobie wczorajsze imprezowe ciuchy, zielona twarz i zapach samca na sobie (gdyby Elena sie dowiedziala, ze krolikowalam swiatecznie w jej dziecinnym lozu :-)
Nie chce wracac...tyle wrazen: wczorajsze tlumaczenie sie policji, ze Lukasz nie chodzil po dachach Cordoby aby krasc, tylko po to by zapwnic sobie odpowiedni poziom adrenaliny we krwi; podwojna ucieczka z restauracji, korzystajac z zamieszania swiatecznego w Sevilli; podmywanie sie w kiblu kawiarni w Granadzie...

Valencja. Marysia spi, Ania z Lukaszem poszli na miasto, a ja ledwo pisze...
Mysle co tu zrobic by opuscic Barcelone...

3.04.2010

5-30 rano Cordoba...nie wiem jakim cudem tu dojechalismy. Leze sobie w pokoju dziecinnym Eleny...lza mi sie w oku kreci...kocham ja...tesknie za nia.

2.04.2010

Sevilla. Nie wiem, ktora godz....nie mam pojecia. Siedze w pubie i czekam na nich. Nie wierze, ze przelamlam strach przed konmi...wycieczka na Andaluzie wzdluz Ocenu, wywarla na mnie mnostwo emocji.
Aniol towarzyszy nam w podrozy: Lukasz wykapal sie z kluczykami do samochodu i musielismy wymieniac samochod...dostalismy nowy, klasy nie byle jakiej. Jutro chce przelamac kolejny strach...tym razem przed konmi mechanicznymi.
Jestem taka szczesliwa, ze nie mam zamiaru isc dzis spac...a chlopczyk w rozowej koszuli rozprasza mnie, pytajac co chwile co ja tam pisze :-)
Wciaz nie potrafie uwierzyc, ze zdobylam sie na ten wyjazd...czuje sie tu jak ryba w wodzie...mam wrazenie, ze tu juz kiedys bylam.

1.04.2010

Leze sobie na plazy w Cadiz...Marysia zniknela w Ocenie, Lukasz trzaska sesje zdjeciowa Ani, a ja nie moge oderwac oczu od dwoch przystojniakow.
Nagle zrobilo sie ich wiecej...a Sangria we krwi zaczyna krazyc...ciekawe czy wygram zaklad i Lukasz bedzie musial pozowac nnago do sesji zdjeciowej.
Wieczorkiem pojedziemy do Jerez...by mogla Ania pojezdzic konno.
Nie chce by te wakacje sie skonczyly...jest mi tak blogo :-)

31.03.2010

Widok na Granade jest zdumiewajac, nie wspominajac o tutejszych facetach...strasznie mnie kreca owlosieni faceci z andaluzyjskim akcentem.
Kartagena rowniez okazala sie fantastyczna.
Spalismy w samochodzie...gniezdzilismy sie w 4 na lyzeczke w spiworze popjajac lambrusco. Pomimo scisku, zrobilo sie nam nad ranem strasznie zimno...okazalo sie, ze zaparkowalismy na srodku Sierry Nevady :-)
Z dnia na dzien zdaje sobie sprawe, ze ta podroz bedzie dla mnie przelomowym momentem w zyciu...rozwijam w przyspieszonym tempie wyobraznie...starsze drzewo w Alicante przemowilo do mnie jednoznacznie.
Zbieram sie, gdyz towarzystwo mnie popedza...czas na podroz do Cadiz...chyba, ze damy sie poniesc totalnie spontanicznosci.

30.03.2010

Ile emocji...teraz Ania przejela stery w samochodzie i wszyscy siedzimy jak na szpilkach. Po wczorajszym numerze Ani...nasza podroz stala sie nieobliczalna: po kolacji mocno alkocholowej, postanwilismy przeskoczyc przez plot i wspiac sie po skalach na zamek najwyzej polozony w Alicante. Niestety Ania zaginela w akcji...zaczelismy panikowac i rozpaczliwie ja szukac (byam przekonana, ze spadla ze skaly). W momencie gdy Lukasz postanowil zadz. po policje...Ania sie odnalazla. Noc zakonczyla sie niemile...z niesmakiem poszlismy spac.
Darujemy sobie Murcie...jestesmy zmeczeni...jedziemy nad morze.

29.03.2010

Alicante...godz. 21-15. Udalo mi sie zakrecic murzyna i za 10 euro za osobe, nocujemy z arabami w hostelu. Wczorajszy hostel w Valencji byl o niebo przyjemniejszy. Poza tym udalo nam sie wraz z naszym angielskim wspollokatorem, przemycic nad ranem Monike. Niezle sie wczoraj spilismy...natanczylam sie jak glupia...pomimo tego, ze dostalam okres (a juz myslalam, ze bede miala arabskiego potomka) i nagadalam sie z Monika za wszystkie czasy (kto by pomyslal, ze po tym jak spedzilysmy cale dziecinsto w Rzymie...odnajdziemy sie w Valencji). Pomimo kaca...wynalazlam zajebiscie duzy samochod i wyruszylismy...pogubilismy sie troszke, ale sprawnie idzie nam wspolpraca. Idziemy teraz na wino na plaze...moze sie wykapie...

28.03.2010

Valencja...drugi dzien.
Wiele sie od wczoraj zmienilo. Moj stan emocjonalny jest zdumiewajacio stabilny. Obudzilam sie wczoraj na kacu, podroz byla okropna, a wieczor stresujacy. Dopiero dzis rano, gdy poszlam sobie na kawke do pobliskiego baru, zaczelam doceniac uroki tego miasta.
Ekipe mam zgrana, a przede wszystkim spontaniczna...postanowilismy zyc z dnia na dzien...spac gdzie popadnie...zwiedzac i podrozowac jak tylko mamy na to ochote...bez zadnych planow.

Wywarla na mnie duze wrazenie tutejsza wystawa sztuki wspolczesnej...zainspirowala mnie do przelania mysli na papier.

27.03.2010

Za chwile jade do wymarzonej Valencji, a pozniej do Andaluzji...a jakos nie potrafie sie cieszyc:-/
Nie rozumiem dlaczego mamie zlalezy zebym sie wreszcie zaangazowala w jakis zwiazek...jak wcale nie jest to przyjemne...
Jestem na siebie wsciekla...nie potrafie przestac o nim myslec, a byla to tylko jedna noc i zero szans na kolejna...Nie rozumiem po co do mnie wczoraj zadzwonil...podejrzewam, ze tylko po to by sie upewnic, ze nie powiem nikomu o naszym spotkaniu...a nie po to, by mnie uslyszec. Bylabym chyba nawet sklonna za nim pojechac do Wloch, zaszczelic jego byla lub obecna dziewczyne i przywiazac go do lozka. Musze pogodzic sie z mysla, ze Filippo potraktowal mnie jak dziwke...nie wierze mu, ze bedziemy w kontakcie.

19.03.2010



Zglosilam sie wczoraj, po raz pierwszy, do Aniola Stroza, za pomoca wywolywacza aniolow. Prosba byla dosc konkretna:abym dostala kolejne zlecenie jako tlumacz na targach, ktore rzpoczynaja sie w poniedzialek. Poniewaz zwolnilam sie z hukiem, 2 dni temu z pracy, dosc pozno wyslalam swoja oferte wspolpracy...cale szczescie, wloska firma przyjela mnie z otwartymi rekami :) Zastanawiam sie powaznie, nad poswieceniu sie tylko tlumaczeniom i makijazu...czas pokaze...checi i pomysly mam Ogromne.
Ide dzis na imprezke z dwoma fajnymi Polkami...nie moge za duzo wypic, gdyz jutro maluje...nie moge sie doczekac :9
Jestem umowiona jutro z Oscarem na szampanska noc...pozwole sobie na ten luxus...nalezy mi sie...choc tym razem oszczedze mu opowiesci na temat ponownego spotkania z Moja...
Fantastycznie, ze Asia sie odezwala...a juz zaczelam sie martwic...Martynka jest taka duza!
Kuzynce przekazuje: ze znalazlam w sklepie indyjskim wegiel do malowania oczu...ze nie bede ja juz do Arabow wysylac :)

12.03.2010



Ponownie naszla mnie niesamowita ochota pisania...taka wrzesniowa. Jestem wsciekla! Demony szaleja :-/Mam ochote przeobrazic sie w Hitlera i poustawiac pionki.
Oscar jest czlowiekiem wspanialym...nie wiem dlaczego nadal sie z nim widuje...powinnam to przerwac zanim spadnie mi kolorowa maska z geby i zaczne manipulowac, rzadzic i wymagac prawo do wlasnosci. Dlaczego zachowuje sie jak Bog Wszechmogacy? Mam mozg jak bomba atomowa...On w spokoju gotuje...a ja za chwile eksploduje!
Ostatnio przesladuje mnie karta Rebela...i slusznie...wreszcie pojawily sie ciekawe propozycje zawodowe, podroze i zmiany. Powinnam sie na tym skupic, aby nie miec czasu na zatruwanie innym zycia.

Tesknie za Lukaszem...prawie 8miesiecy jak go nie widze...niejednokrotnie przewijaja sie mi przed oczami obrazy z naszego dziecinstwa...a w szczegolnosci jedno zdjecie:
mam chyba 10 lat, a Lukasz ze 2...ubrana w pizame, dotykam swe dlugie wlosy...a Maluch obok mnie, stoii w drewnianym lozeczku, w spiochach kolorowych...robi dokladnie to samo co ja i patrzy na mnie duzymi kochajacymi oczami.
Tesknie za babcia...nie chce zeby umarla.
Tesknie za Asia...strasznie za nia tesknie...Martynka musi byc juz taka duza...a ja nie moge byc naocznym swiadkiem jej historii zycia (nie mam totalnie pojecia co to za problemy ja zjadaja).

Juz mi lepiej:-)

21.02.2010



Pelen Relax: Kadzidelko, muzyka, mieszkanie wysprzatane, pelny brzuch, a przede wszystkim z dala od zapchu testosteronu. Nie musze sie nigdzie spieszyc: prace olalam, a z Oscarem prawdopodobnie sie juz nigdy nie zobacze. Dlaczego? Poniewaz roz tej bajki zaczal powoli blaknac...postanowilam nie dopuscic, aby stracil tOOOtalnie nasycenie koloru. Do pracy wczoraj nie poszlam, jutro tez nie zamierzam, a mam na tyle duzo sily wewnetrznej by rozpoczac z nimi walke prawna. Poza tym, nie wiem z kad u mnie tak silne przekonanie, ze znajde niebawem inne zatrudnienie.
Czuje sie fantastycznie, troszke chora, ale to prawdopodobnie z przemeczenia...ile mozna pracowac i imprzowac na okraglo. Obudzilam sie wczoraj w ramionach maloletniego Marokanczyka (narod, ktory bezwzglednie nienawidze, pomimo mojej ogolnej tolerancji). Prawda jest taka, ze Meo wraz z iloscia alkoholu we krwi, troche mnie oszukali...bylam pewna, ze jest starszym Andaluzyjczykiem. Prawda sie tylko okazalo, ze jest moim fizycznym idealem (oczu nie moglam od niego oderwac) o boskim akcencie, rozwalajacym poczuciu humoru i niesamowicie meskim usposbieniu. Usmialam sie do lez, zjadlam ze smakiem ciasteczko i zachowalam w pamieci pewnosc, dzikosc i dobroc jego oczu.
Doszlam do wniosku, ze nie nadaje sie do stalych zwiazkow...uwielbiam poznawac ludzi i probowac smaku ich skory. Zdalam sobie sprawe, ze nawet w przeszlosci zamykalam sie w schemacie odpowiadajacemu ogolnie przyjetym spolecznie norma normalnego zwiazku, po to tylko by nie kusic prawdziwe pragnienia. Postanowilam wreszcie postepowac zgodnie z sama soba...nikomu krzywdy nie robie i jestem jak otwarta ksiazka...i daje ludziom wybor akceptacji lub nie.
Obcielam wlosy na krotko i chce zrobic sobie tatuaz na karku, ktory ma dla mnie ogromne znaczenie...Arkana Wielkie xx karta tarota przedstawiajaca Motyla, symbolizujacego swiat zewnetrzny, czyli zludzenie...za Motylem Twarz Swiadomosci spogladajacej do srodka, ku temu co wieczne...i otwarta przestrzen pomiedzy oczyma jako lotos duchowego rozwoju. Nie warto skupiac sie na tym co zewnetrzne, gdyz popadamy w osady, wzory, stare przyzwyczajenia, a sa one tylko zludzeniem...warto odprezyc sie i poznac wlasna najglebsza prawde i zrozumiec roznice miedzy snem i rzeczywistoscia.

5.02.2010

...musze tak szybciutko napisac za nim wyjde zalatwiac sprawy papierkowe. Zastanawialam sie ostatnio, gdzie popelnilam blad z Laura...przestala odbierac moje telefony. Pomijajac narkotyki, przemoc, klamstwa i zdrady...myslalam, ze laczy nas jakas niewytlumaczalna wiez...troche toksyczna...ale nieunikniona. Prawda jest taka, ze ta wiez sobie chyba wymyslilam...zauwazylam, ze lubie sie otaczac osobami o sporych problemach emocjonalnych i glowkowac nad ich rozwiazaniem. Lukasz ma racje, ze lubie grac Matke Terese...tyle, ze nie jest to tak altruistyczna postawa, na jaka wyglada:robie to bardzo czesto z tego wzgledu, by poczuc sie lepsza...dominujaca sytuacje...posiadajaca porownywalnie mniejsze problemy...czyniaca dobro. Wszystko sie zmienia, gdy te osoby nabieraja wlasnej sily, juz mnie nie potrzebuja i odchodza...czuje sie wtedy niepotrzebna, gorsza, zraniona, samotna i zla. Matka Teresa chyba tak nie ma:-( Zawsze ten schemat powtarzal sie w moich minionych zwiazkach...nigdy nie wybieralam facetow silnych emocjonalnie, zdecydowanych, pewnych siebie. Znajomych, tez wybieram o podobnych charakterystykach. Cale szczesie, ze moje prawdziwe przyjaciolki: Asia i Elena...sa to osoby z innego swiata....dzieki czemu:niezawodne.
Oscar jest powtorka schematu, tyle ze tym razem w pelni swiadoma i jak na ten moment:bardzo przyjemna...co bedzie dalej? Mam nadz. ze zerwie z nalogiem i wylecze Psyche (choc jako personifikacja duszy ludzkiej w mitologii...pozostawilabym skrzydla motyla).

04.02.2010

Smutno mi :-( nawet nie wiem dlaczego, jakis nostalgiczny stan mnie dopadl. Ostatnio mam tak w kratke: jeden dzien: pelna euforia, drugi dzien: totalna katastrofa. Mecza mnie koszmary...nie moge spac. Snia mi sie tragedie rodzinne, a na dodatek Lukasz nie odp. mi na esy...

Co za telepatia :D...wlasnie zadz. do mnie przez skypa...akurat wszedl do niego klient do sklepu, wiec sie zamknelam i sobie pisze. Od razu spadl mi kamien z serca!

Kurcze, cos nam przerwalo...zapomnialam mu powiedziec, ze go BARDZO KOCHAM, ale napisalam:-)
Musze leciec pod prysznic i wyszykowac sie do gownianej pracy, ktora mnie doprowadza ostatnio do szalu...choc zdaje sobie sprawe, ze musze cierpliwie i z pokora sluzyc, a pewnego dnia zycie mnie wynagrodzi. Staram sie docenic fakt, ze mam zatrudnienie w dobie koszmarnego kryzysu...co nie znaczy, ze spoczelam na laurach.
Pada deszcz...tesknie za zapachem jego skory/swiezo wyprasowanego prania...ale czy On istnieje naprawde, czy jest tylko wytworem mojej wyobrazni...

27.01.2010

...spiaca, rozleniwiona i szczesliwa:-) Potrzebuje koniecznie napic sie kawy, gdyz ciezko bedzie mi wytrzymac do konca pracy. Wspaniale mi zrobila noc i poranek z Oscarem. Rozpieszcza mnie jak ksiezniczke: serwuje mi z rana wlasnorecznie przygotowany syrop na obolale gardlo...podaje do lozka swiezo zmielony sok z jablek, pomaranczy, bananow, marchwi i ciasto jablkowe...pieprzy mnie tak samo jak gotuje...przywozi i zawozi do pracy. Malo brakowalo, a nie dojechalabym do celu...kusily nas promienie sloneczne i fantazje rodzace sie w naszych glowach.

Kolejne Oscarowe slowo pisane...doprowadza mnie do lez...nie sadzilam, ze jestem tak romantyczna.
Z drugiej str. pelno we mnie sprzecznosci: uwielbiam slady jego zebow na moim ciele...dziko komponuja sie z tygrysia bluzka.
Pod wrazeniem jestem jego zaangazowania we wszystko co robi...zainteresowania sprawami, ktore niekoniecznie zatrzymalyby jego uwage gdyby mnie nie poznal: opowiadal mi wczoraj o motylim zoo na Teneryfach, pokazywal przepiekne zdjecia motyli i puszczal muzyke, ktora towarzyszy wrozba kabalistycznym...
Niesamowity Czlowiek.

26.01.2010

Brakuje mi poltorej godz. by zakonczyc 13godzinny maraton poniedzialkowy. Bola mnie nogi i kregoslup, ale mysl, ze Oscar po mnie przyjedzie i spedzimy noc przy szampanie i swiecach-dziala na mnie jak lek przeciwbolowy:-) Poza tym: sam jego wzrok powoduje, ze czuje sie atrakcyjna, inteligentna i zabawna...i pragne go jak nastolatka. Ciezki mialam weekend: praca, impreza, praca, impreza...na szczescie wczoraj w nocy znalazlam chwilke na karty, swiece, kadzidla, wahadelko i lekture.
Dziwne uczucie wywarlo na mnie bycie na imprezie urodzinowej Michala: niewygody.

22.01.2010

Czerwone paznokcie=uczucie niepokoju...podejrzewam, ze spowodowane jest ono sytuacja w pracy...nigdy nie sadzilam, ze bede musiala wylaczac telefon, zeby szefowa mnie nie meczyla. Fakt, ze wczoraj pracowalam ponownie prawie 13 godz. spowodowal, ze calkowicie zapomnialam o Dniu Babci :-( czuje sie z tym fatalnie...za chwile sie ubiore i pojde do niej zadz. Cale szczescie, ze nie wypadla mi z glowy tak wazna data jak 19.01...ciezko mi uwierzyc, ze Lukasz skonczyl 20lat...a ja wciaz mam przed oczami malego chlopca w bialych rajstopkach...
Nie wyspalam sie, ale wykorzystalam wolny poranek by doprowadzic sie do porzadku. Ide dzis po pracy na impreze pozegnalna...inauguracje dyskoteki...obawiam sie tylko jutrzejszej 13 w pracy i pozniejszej urodz. Michala. Wlasnie przesluchuje plyte, ktora mu nagralam w prezencie...nie wiem dlaczego mam wrazenie, ze nie spodoba mu sie...a moze to tylko kwestia mojego samopoczucia.
Tesknnie za Oscarem...ktory porwany zostal przez pedzle i kolory do miasta rodzinnego. Wiem, ze nie sa one dla mnie kompetencja...a nawet jezeli by byly...nie zmienilo by to moich uczuc do tego Fantastycznego Czlowieka. Wsciekam sie, poniewaz planowlismy dzis wycieczke w miejsce, gdzie palono czarownice...strasznie bylam zaaferowana jej organizacja...ale kaprys mojej szefowej-popsul nam plany...prawdopodobnie bala sie splonac.
Z checia popisalabym jeszcze, ale obowiazki wzywaja:-(

08.01.2010



Nadeszly zmiany...Bajka sie skonczyla...czy szczesliwie? Cyba tak. Poza tym, ze stracilam mile towarzystwo, najlepszy seks jaki przezylam w przeciagu 27 lat, paralizujaca wymiane energii, smiech do lez, sopojrzenie kipiace podziwem i zainteresowaniem, piekne-niejednokotnie nizrozumiale dla mnie slowa pisane, krepujace poczucie blogosci...zyskalam odnalezienie zapomnianej kreatywnosci, poczucie wlasnej wartosci, ciagly usmiech na twarzy, umiejetnosc zatrzymania czasu, wrazliwosc motyla, sile ognia, a przede wszystkim spokoj ducha:).
Nie powiem, ze nie jest mi smutno...nawet troche placze...uswiadomilam sobie, ze juz sie z Oscarem nie potrzebujemy...dalismy sobie wszystko i po co psuc smak resztkami...a moze sobie to tylko tak tlumacze, gdyz czuje niedosyt, ale nie mam na to wplywu i probuje zrozumiec sytuacje...zrozumiec Oscara.

Wlasnie napisal mi wiadomosc...kolejne piekne niezrozumiale slowa...a moze tylko moja powloka zewnetrna nie rozumie.

Mam dzis dzien wolny...wreszcie pospalam (nawet pozbylam sie strachu i przenioslam z salonu do wlasnego pokoju), wyszlam na spacer z wozkiem na kolkach w celu zrobienia wielkich zakupow spozywczych, a wrocilam z dwoma nie tanimi bluzeczkami (pomimo przecen) i siedze teraz przed kompem rozmyslajac nad tym jaki smak moze miec wino z roku 77...moze bede miala okazje sie w nocy dowiedziec:)
Zrobilam dzis czystke w szafie...podzielilam rzeczy na dwie kupki: dla Laury i dla biednych dzieci. Dom czysty, rzeczy Eleny wyprane, lozko jej poslane, lodowka wyszorowana, prezent dla Sary gotowy...musze jeszcze tylko doprowadzic sie do porzadku i jestem gotowa na pierwszy powrot domownika...Sary...ale sie ciesze:)

Troche martwie sie nieobecnoscia Lukasza w swiecie on-line, mam nadz., ze nie zamarzl:O ...Asia sie juz nie niepokoje, gdyz sledze jej aktywnosc blogowa...